Muzeum Sportu


Za lekko uchylonymi drzwiami przy alei Paliaszwilego w Kutaisi czai się półmrok. W półmroku dwa biurka, komputer stacjonarny z monitorem kineskopowym, dwóch panów raczej po pięćdziesiątce. Pierwszy siwiejący, w garniturze. Takim popielatym, jakby to ująć, schludnym, choć nienowym. Drugi nosi się w stylu, który raczej nazwalibyśmy codziennym. Czarna kurtka, pod nią sweter barwy ciemnej nieokreślonej.
To Muzeum Sportu. Placówka powstała w 1970 roku i chyba niewiele się tu od tego czasu zmieniło. Choć kolekcja oczywiście była wzbogacana, by osiągnąć obecny stan, który tworzą 1634 eksponaty. Roczna liczba osób odwiedzających: 220. Wejście tam raczej burzy zatem spokój pary muzealników, choć jednocześnie z właściwym tej profesji spokojem jest przyjmowane. Być może wizyta turysty jest atrakcją także dla nich? W każdym razie wstęp jest bezpłatny.

Mężczyzna w kurtce wstaje, podchodzi do ściany, włącza światło w kolejnym pomieszczeniu. Rozbłyskują z ciemności wycięte gabloty...

Mężczyzna w kurtce wstaje, podchodzi do ściany, włącza światło w kolejnym pomieszczeniu. Rozbłyskują z ciemności wycięte gabloty. Od teraz będzie towarzyszył zwiedzającym, jako przewodnik, zapewne także dyskretnie dozorując i - co trudno to ukryć - nienachalnie roztaczając wokół siebie zapach alkoholu. Być może spożywanego w dawkach małych, ale regularnych, w muzealnym półmroku i nudzie.
Kolekcja jest poukładana chronologicznie, czyli raczej tradycyjnie. Najpierw skromny zbiór starożytności: groty strzał, toporki. Choć stworzone do czegoś innego, zapewne używane były także do strzelania lub rzucania do celu.
Tuż obok stalowy pręt grubości kciuka, zawinięty w kształt owalnej sprężyny. Trudno odgadnąć przeznaczenie eksponatu. Podpisy są raczej lakoniczne i po gruzińsku. Jednak od czego przewodnik? Tłumaczy, że ów pręt służył do popisów gruzińskiego atlety, który przed stu laty owijał go sobie wokół ramienia, zapewne z wielką łatwością, jakby był z gumy.

Tuż obok stalowy pręt grubości kciuka, zawinięty w kształt owalnej sprężyny. Trudno odgadnąć przeznaczenie eksponatu...

Wokół cyrkowe plakaty i czarno-białe fotografie siłaczy, zapaśników, w tym jedna kobieta. Obok pręta puchar i giria. Ten rosyjski wkład w sporty siłowe był pierwotnie odważnikiem, używanym do ważenia zboża i większych ilości rozmaitych towarów. Jednak w XIX wieku znalazł zastosowanie, jako rekwizyt do demonstrowania siły, a w końcu także przyrząd do ćwiczeń. Między tymi eksponatami umieszczono szachy. Wyglądają trochę dziwnie, choć może nie ma tu mowy o przypadku, a raczej o tym, że ważna jest nie tylko siła mięśni.
Zwiedzanie przerywa refleksja przewodnika, że muzeum nie ma pieniędzy. Przy okazji dodaje, że ma na imię Bidzina i zaraz dodaje, że nie Iwaniszwili, co brzmi jak ironiczny kontrapunkt wobec jego wcześniejszej uwagi. Zanim został muzealnikiem był nauczycielem fizkultury.
Wróćmy do zwiedzania. Dalej między innymi rower i koło. Przewodnik podkreśla, że jest wyjątkowe. Zostały wykonane z drewna.
Natomiast na końcu sali stalowy hełm, nóż, łuski… Ze ściany spoglądają postaci w mundurach. Sportowcy, którzy poszli na wojnę. Jedna z osób nie patrzy jednak w stronę widzów. Zerka w dół, z niejaką skromnością, zaabsorbowana czynnością zgoła niesportową, mianowicie zapalaniem fajki.

Ze ściany spoglądają postaci w mundurach. Sportowcy, którzy poszli na wojnę.

Przewodnik pozwala sobie w tym miejscu na dygresję. Dlaczego wy (owo „wy” pozostaje niedookreślone, choć z jego wywodu wiemy, że na pewno zawierają się w nim Ukraińcy i Polacy) macie taki problem ze Stalinem? To właśnie on bowiem zapala fajkę na portrecie. Bidzina kontynuuje: był wtedy porządek, młodzież się słuchała, a mężczyzna (Bidzina unosi rozprostowaną poziomo dłoń na wysokość twarzy) i kobieta (Bidzina opuszcza dłoń gdzieś do wysokości bioder) znali swoje miejsca w rodzinie i społeczeństwie. Muzeum jest ciemne, Bidzina jest lekko pijany, a sytuacja niezręczna. Przemilczamy zatem, kontynuujemy zwiedzanie.

Dziesiątki zdjęć, pucharów, trofeów, koszulki, proporczyki, pamiątki. Niepokojąco wiele z nich z charakterystycznym CCCP.

Dawno zwiędłe laury pod sufitem, dziesiątki zdjęć, pucharów, trofeów, koszulki, proporczyki, pamiątki. Niepokojąco wiele z nich z charakterystycznym CCCP. Gdzieś pojawia się także „Misza”, maskotka letniej olimpiady w Moskwie w 1980 roku. Zbojkotowały ją 63 kraje.

Gdzieś pojawia się także „Misza”, maskotka letniej olimpiady w Moskwie w 1980 roku.

Ostatnia część ekspozycji sprawia wrażenie dosztukowanej, dorobionej, na ile pozwoliły na to skromne przecież środki. Przedstawia współczesność, ostatnie dekady i przypiętych pinezkami gruzińskich mistrzów rozmaitych dyscyplin: zapasów, rugby, piłki nożnej, szermierki, koszykówki, szachów…  Przewodnik z dumą wylicza ich nazwiska. Jego słowa osiadają na gablotach, jak kurz. Po wyjściu gasi światło.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

nie-miejscownik: Antoninek - przewodnik alternatywny

Jak wybuch II wojny światowej wpłynął na turystykę w Poznaniu?

Dźwięk tygodnia: Synagoga się nie rozpływa