Dźwięk tygodnia: poznańska magdalenka

Okradłem muzeum, choć właściwie to nie było muzeum. Ale tak wygląda lepiej, tak trochę z dreszczykiem. No, bo jakby to brzmiało, że okradłem centrum interpretacji dziedzictwa? Odzierając dalej tę opowieść z sensacji dodam, że obyło się też bez spektakularnego napadu.
Po prostu wszedłem i nagrałem. Rzecz w tym, że w pewnym sensie nagrałem eksponat. Dokładnie rzecz biorąc, wypowiedź – wcześniej zarejestrowaną i odtwarzaną na wystawie „Z rzeką w tle. Biografia Śluzy Katedralnej”. Jej tematem jest jedna z najstarszych zachowanych pozostałości poligonalnej, czyli tej starszej Twierdzy Poznań. Twierdza nie była szczególnie udaną inwestycją, biorąc pod uwagę to, że z powodu rozwoju artylerii, w momencie jej ukończenia było właściwie bezużyteczna. Pomimo to, aż do samego końca XIX wieku skutecznie blokowała rozwój miasta.
Położona między Ostrowem Tumskim a Śródką śluza miała oczywiście służyć celom wojskowym. Konkretnie wywołać spiętrzenie rzeki i zalanie przedpola twierdzy w przypadku oblężenia. Nigdy do tego nie doszło. Sama budowla utraciła znaczenie obronne, a w latach 20. została w większości rozebrana. To co zostało, pełniło rozmaite funkcje i nie-funkcje, by stać się nawet budynkiem mieszkalnym, magazynem, a w końcu częścią Bramy Poznania, czyli centrum interpretacji historii.
Dzięki temu ostatniemu opowiedziała własną historię. Występują w niej oczywiście pruscy generałowie i trudne słowa z zakresu architectura militaris, lecz najciekawszą częścią ekspozycji jest ta, mówiąca o oswojeniu tego fragmentu twierdzy, poprzez jej zamieszkanie. Między innymi można obejrzeć fotografię z praniem suszącym się przed bramą zachowanego przyczółka śluzy. Tuż obok reprodukcji zdjęcia ustawiono panel, który oferuje opowieści dawnych mieszkańców śluzy.
Wybrałem opowieść o piekarni pana Borowiaka. Taka trochę poznańska magdalenka, czyli to ciastko z „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta, które ma moc wywoływania wspomnień. Ale Poznań to nie francuskie Combray. Nie będzie zatem magdalenki, a drożdżowy placek. W zasadzie będzie o tęsknocie za tą dawną, niemal plemienną wspólnotą, za prawdziwym sąsiedztwem i współzamieszkiwaniem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

nie-miejscownik: Antoninek - przewodnik alternatywny

Jak wybuch II wojny światowej wpłynął na turystykę w Poznaniu?

Dźwięk tygodnia: Synagoga się nie rozpływa